sobota, 11 października 2014

Rozdział 1

Zawsze trzymałem się jakiegoś celu. Nie zbaczałem z drogi tylko szedłem po wyznaczonym kursie. Z każdym następnym potknięciem bardziej odczuwałem niechęć, ale nie poddawałem się. Chciałem dotrzeć do celu i być chociaż na półmetku tego co robię. Nie zawsze mi się to udawało, ale z czasem było wszystko na swoim miejscu. Tak jakby jakaś kreska wyznaczyła mi drogę przez którą mam przejść i wytrzymać.
Nie wytrzymałem.
Żeby bardziej to wytłumaczyć podam co zrobiłem. Nie mogąc wytrzymać już dłużej tego miasta i domu wyjechałem. Może nie daleko, ale tak bym nie mógł widzieć przeszłości, która znajduje się w Doncaster niczym mgła, która nie znika. Tylko problem w tym, że mgła jednak znika, a wspomnienia nie.
Zostawiłem to wszystko nie żegnając się z nikim. Może to dobrze. Powinni chyba zrozumieć co czuje. Nikt nic nie wiedział co powiedzieć dlatego milczeli. Milczenie jest najgorsze.  Nie wiesz co ta osoba czuje, co myśli. Wszystko w sobie dusi. Któregoś dnia (może) ta blokada pęknie i nic nie będzie takie samo jak kiedyś.
- Proszę pana tu nie wolno palić- odezwał się ktoś za mną.
Odwróciłem się w stronę głosu. Był to starszy, trochę garbiący się pan z siwymi włosami. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyrzuciłem niezapalonego papierosa na ziemię. Podniosłem do góry ręce w stylu 'co złego to nie ja' i usiadłem na ławce. Paliłem tylko wtedy gdy mnie coś zdenerwowało albo jak nad czymś głęboko myślałem. Jeśli ktoś by mnie poprosił, przestał bym palić natychmiastowo. Od trzech lat nie miałem w ustach papierosa.
- Już lepiej?- spytałem z nutą ironii chociaż wcale nie miało jej tam być.
Starszy pan przymrużył oczy i pogroził mi palcem.
- Znam takich jak ty chłopcze.
Wolnym krokiem podszedł bliżej i usiadł obok mnie.
- Jest pan pewien?- Podniosłem do góry jedną brew.
- Oczywiście! Byłem taki sam jak ty. Wielki mężczyzna, który jest gotowy zrobić wszystko.
- Przepraszam, nie chcę przerywać, ale skąd pan może to wywnioskować po paru minutach?- spytałem z kpiną i z ciekawością.
- Stałeś.
- Stałem?- rozbawiłem się
- Tak. Stałeś. Miałeś obok siebie wolną ławkę, ale stałeś. Wyglądałeś jakby wszystko należało do ciebie i nic cię nie powstrzyma od zdobycia tego- rzekł chudy staruszek. Przybliżył się do mnie bliżej i powiedział: Zdradzę ci sekret. Jeśli już znajdziesz to coś lub kogoś staraj się tego nie stracić. Bo potem będziesz tego żałować do końca życia.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, ale ze zmarszczonymi brwiami. Jego słowa zbiły mnie z równowagi i nie wiedziałem co powiedzieć. Przetwarzałem jego słowa w głowie, lecz nie wiedziałem o co mu chodzi.
- Już taką osobą straciłem, więc nie mam już nikogo- stwierdziłem pewnym siebie głosem.
Odwrócił głowę jakby coś rozważał.
- Taki sam jak ty- oznajmił jeszcze raz, a po chwili się uśmiechnął. Nie wiem czy szczerze, ale to zrobił.
Pokręciłem głową i znów zastanawiałem się nad jego słowami. Nie wiem o co  dokładnie się rozchodzi, ale jego słowa mną wstrząsnęły na lepsze. Po chwili poczułem wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem szybko telefon i zobaczyłem sms'a. Był od Grace.
,, Gdzie jesteś? Wszyscy się martwimy.''
- Muszę odpi...- zacząłem, ale nie dokończyłem, bo na ławce już nie siedział, ani nie widziałem go nigdzie wokół.
                                                                         ***
Odebrałem kartę od pokoju i udałem się windą na jedenaste piętro. W głośniku leciała piosenka Ed'a Sheerana 'Nina', która trochę pomogła z uporaniem się z myślami. Gdy winda się zatrzymała wymieniłem się miejscem z jakimś mężczyzną i kobietą. Wyglądali jakby byli razem. Moje serce zawiązało się w supeł jednak nie dałem tego po sobie poznać. Wszedłem do pokoju. Był duży, nowoczesny i wszystko było białe i czarne. Po prawej stronie było łóżko, a zaś po lewej drzwi do łazienki.
 Otworzyłem szklane drzwi i wyszedłem na balkon. Widok był niesamowity. Jedna rzecz, która przeszkadzała to wiatr. Znajdowałem się na jedenastym piętrze. To wyżej niż niejedna latarnia morska. Niewiele myśląc zadzwoniłem do Grace.
- Louis! Jak się cieszę, że dzwonisz! Gdzie ty jesteś?- zadała setki pytań na jednym wydechu
- W Londynie.- Bez żadnych oznak skrępowania powiedziałem jej miejsce pobytu.
- To dobrze, myślałam, że... Czekaj. Co ty powiedziałeś?! W Londynie?! Kto cię tam wysłał?!- Jej głos ze spokojnego zamienił się na zdenerwowany.
- Nikt mnie nie zmuszał. Sam tutaj przyjechałem.
- Mam nadzieje, że nie na długo?!
Wziąłem głęboki wdech.
- Nie będzie mnie dłużej niż miesiąc...
- Ale, co z firmą? Przecież nie możesz jej tak zostawić.
- Masz racje. Dlatego ty zajmiesz moje miejsce- oznajmiłem znudzonym głosem.
Przez chwilę się nie odzywała. Kodowała to co przed chwilą jej powiedziałem, więc nie miałem jej tego za złe.
- Wiesz co? Nie rozumiem cię i chyba nigdy nie zrozumiem. Naprawdę to wszystko powierzasz mnie?- spytała z niedowierzaniem.
Nigdy w siebie nie wierzyła i była typem, który otwiera się tylko dla jednego człowieka, a potem ta osoba pomaga jej się otworzyć na innych. Tą osobą jestem ja.
- Grace. Nie wiem czy wiesz, ale jesteś moim zastępcą i zgodnie z procedurą stanowisko zajmujesz ty.
- Tak, tak czytałam te wszystkie zasady.- Westchnęła- Ale ile chcesz zostać w stolicy?- Znów zadała pytanie, na które nie znam odpowiedzi.
Po chwili zastanowienia odpowiedziałem:
- Na tyle ile tego potrzebuje.
- Będę tęsknić...- jej głos zaczął się łamać, lecz tego nie chciała.
- Grace proszę cię. Oboje nie lubimy ckliwych momentów, więc sobie to odpuśćmy- zaśmiałem się
Usłyszałem tę samą reakcje po drugiej stronie słuchawki.
- Dobrze, zgadzam się na zastąpienie ciebie.
- Dziękuje.
- Ale...Musisz coś dla mnie zrobić- powiedziała podstępnym tonem, takim jakim zawsze próbowała wymusić dodatkową kawę w kafeterii.
- W takim razie słucham.
- Nie zostawisz firmy, ot tak, jasne? Nie będzie cię tu, ale będziesz nad wszystkim sprawował władzę i mi pomagał, jasne?- Użyła dwa razy swojego ulubionego słowa 'jasne'
Zmarszczyłem czoło zastanawiając się nad jej propozycją. Zacisnąłem wargi wyobrażając sobie jakby to wszystko wyglądało i myślę, że to będzie dobry pomysł.
- Niech ci będzie. Teraz możesz się cieszyć i skakać- powiedziałem rozbawiony z nutą sarkazmu.
- Przestań. Przecież mam dwadzieścia lat - stwierdziła niskim i cichym tonem z nutą namiętności.
Zachowywała się jak dziecko, ale to w niej kocham. W końcu to moja siostra. Miała blond, wręcz białe włosy i zawsze czerwoną szminkę.
- Dzieciak- oznajmiłem podnosząc głowę do góry.
- Nie żeby coś, Louis, ale to nie ja uciekam od problemów- rzekła, już bez żadnego rozbawienia.
Połknąłem gulę w moim gardle i uśmiech zniknął mi z twarzy. Ma racje.
- Muszę kończyć. Umówiłem się z kimś.
- Uuu, z dziewczyną?- Jestem pewien, że podnosi do góry brwi.
Cała krępująca atmosfera prysła przez jej głupie pytanie.
- Jeśli Zayna można nazwać dziewczyną, to tak- uśmiechnąłem się
- Zayn! O matko! Jak ja go dawno nie widziałam! Liam, Harry, Niall! Tak bardzo chciałabym ich zobaczyć!- Podekscytowana zaczęła ich wszystkich po kolei wymieniać.
- Może kiedyś- dałem jej nadzieje
- No ja myślę. Dobra, ja też muszę kończyć. Mama na liniiii...- Wydłużyła ostatnie słowo.- Właśnie! Mama nie wie! Jak ja mam jej to powiedzieć?!- powiedziała zestresowanym głosem.
- Normalnie. Tak jak byś powiedziała, że idziesz na zakupy- dałem taki przykład, bo musi iść do galerii przynajmniej jeden raz w tygodniu.
- Nie pomagasz. Mam nadzieje, że się tam odnajdziesz. Bye- powiedziała i rozłączyła się.
Wszedłem z powrotem do pokoju i usiadłem na łóżku. Grace ma racje. Uciekam od problemów. Ale nie potrafię inaczej. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w nowe rzeczy. Udałem się pod adres, który mi dał i zapukałem do drzwi. Przez chwilę  nikt nie otwierał, ale nie zapukałem jeszcze raz, bo wyszłoby, że jestem nachalny chociaż tak nie jest.
Po paru sekundach drzwi się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny jak Zayn. Strasznie się zmienił jednak wyraz jego oczów nie.
- No proszę! Pan Tomlinson we własnej osobie!- zażartował i rozszerzył bardziej drzwi.
- Ktoś chcę się popisać, że pamięta moje nazwisko- zaśmiałem się przekraczając próg domu.
- Jak można zapomnieć twoje nazwisko? Dbałeś o to, by cię nie zapomnieć.
Zaprowadził mnie do salonu, który nie był pusty. Na sofie ktoś siedział. Miał blond włosy i chude nogi. Chłopak odwrócił się w moją stronę i od razu go poznałem.
- Louis!- krzyknął- Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie uwierzę! Co ty tu robisz?!- przywitał mnie, a ja parsknąłem śmiechem.
- Zostanę w Londynie, nie wiem na ile, ale wiem, że zostaje. Niall! Od kiedy ty masz blond włosy?!
- Zafarbował się, by być pociągający i żeby laski na niego spoglądały- odezwał się za mną Zayn.
Niall zrobił urażoną minę, jednak się nie odezwał, chociaż wiedziałem, że w duchu chciał powiedzieć jakąś ciętą ripostę.
- Kto by pomyślał, że przyjedziesz. Czternaście lat cię nie widziałem!- powiedział entuzjastycznie brunet. Nie, zaraz blondyn.
- Czternaście lat? Naprawdę?- Nie mogłem uwierzyć.
Zayn podał mi piwo, a ja oparłem się plecami o kuchenny blat.
- Słyszałem, że ułożyłeś sobie życie- oznajmił mulat biorąc łyk piwa.
- Ale się spieprzyło.- Uśmiechnąłem się sztucznie.
- Mówisz to tonem jakby ktoś ci umarł.- Niall wzruszył ramionami
Znów się uśmiechnąłem spuszczając głowę. Zostawiłem to bez komentarza. Stało się nagle cicho. Po chwili blondyn się odezwał:
- Louis, nie wiedziałem ja...
- Skąd mogłeś wiedzieć? Nie przejmuj się tym- przerwałem mu
- Sory, stary. Po prostu nie wiemy co powiedzieć- rzekł Niall
- Dobra przestańcie bo robi się ckliwie, Zmieniło się tu coś?-  spytałem zmieniając temat.
- Wszystko po staremu tylko ludzie się zmieniają- powiedział Zayn i usiadł na krześle.
Westchnąłem wiedząc, że ma racje. Po chwili usłyszałem trzask drzwiami. Odwróciłem się w tamtą stronę i zobaczyłem dziewczynę o długich brązowych włosach. Ubrana była w korzenną koszulę i jeansy koloru karmelowego. Na koszuli miała długi, brązowy sweter, który był na nią o wiele za duży. Spojrzała na nas i bez jakichkolwiek oznak entuzjazmu udała się po schodach na górę.
- Posprzątaj w pokoju- odezwał się do niej Zayn.
- Weź się- zbyła jego 'prośbę' (jeśli mogę to tak nazwać) i znikła.
Zayn westchnął zirytowany zamykając oczy.
Dziewczyna była do niego bardzo podobna. Miała jego oczy.
- Twoja dziewczyna?- spytałem bez żadnych oznak żartu.
Niall i Zayn spojrzeli się na siebie, a po paru sekundach wybuchnęli śmiechem. Zmarszczyłem czoło skonsternowany i czekałem na odpowiedź.
- Nie to nie jest moja dziewczyna- oznajmił przestając się śmiać, jednak i tak miał z tym lekkie kłopoty- To jest Tami.- wyjaśnił.-Moja siostra, nie pamiętasz?- dodał, gdy zobaczył po mojej twarzy, że nic sobie nie przypominam.
Odwróciłem wzrok i w myślach kodowałem jej wygląd. Porównałem ją jak była mała i jaka jest teraz. Spojrzałem zszokowany na dwójkę.
- Co?- Tylko tyle potrafiłem z siebie wydobyć.
- Nie wierzę. Nie pamiętasz jej?!- Zaskoczył się Zayn
- No nie wiem. W końcu widziałem ją czternaście lat temu!- powiedziałem sarkastycznie i machnąłem do góry rękoma.
- No trochę długo- zgodził się ze mną Niall, marszcząc prawy policzek.
- A tak w ogóle to ile ma już lat?- spytałem
- Dziewiętnaście, skończone.- Uśmiech zagościł na twarzy Zayna.
- O my gy, co nie?- zażartował Niall.
Nigdy się nie lubiliśmy. Wręcz nienawidziliśmy się. Całe nasze dzieciństwo spędziliśmy na kłótniach i wyzwiskach. Teraz z małej dziewczynki wyrosła kobieta. Jak mogłem o niej zapomnieć?!
- Nie poznałem jej. Strasznie się zmieniła- powiedziałem unikając ich wzroku.
- Ty masz to usprawiedliwione. Dawno cię tu nie było. Gorzej jakbym ja jej nie rozpoznał albo Zayn.
- Z tego co pamiętam, to nie za bardzo się lubiliście- stwierdził Zayn.
- Tak mi się wydaje- rzekłem. Następna osoba, która wie więcej ode mnie.- Ma ktoś z was zapalniczkę?- nagle spytałem.
- Ta jasne, trzymaj.- Kruczowłosy chłopak rzucił ją w moją stronę.
Wyszedłem na dwór by nie palić u niego w domu. Wyciągnąłem z kieszeni papierosa, ale go nie zapaliłem. Skrzyżowałem ręce spoglądając na drogę. Zastanawiałem się chwilę nad tym, by porozmawiać z Tami, ale nie wiem czy ona tego chcę. Albo ja. Kurczę, nawet nie wiem co miałbym jej powiedzieć. Jeszcze wyjdzie, że mi zależy gdy tak naprawdę chcę ją przywitać po tak długiej nieobecności tutaj. Nasze relacje nie były godne pochwały. Zawsze sobie dokuczaliśmy i nie było dnia, by mnie nie wyzwała. Ja też święty nie byłem. Mój wzrok utkwił na papierosie i nie wiedziałem czy go zapalić czy nie. Wybrałem to drugie. Gdy tylko zetknąłem ogień z czynnikiem noszącym śmierć znów usłyszałem trzask drzwiami. Nie zwróciłem na to zbytnio uwagi. Wziąłem do ust papierosa,  a następnie wypuściłem z nich dym.
- Masz papierosa?- usłyszałem głos obok mnie.
Od niechcenia odwróciłem się w stronę głosu. Ku moim oczom pojawiła się Tami. Podniosła do góry ramiona i brwi czekając aż jej odpowiem. Nie wierzę, że pali.
- Nie jesteś za młoda na palenie?- uśmiechnąłem się lekko.
- Następny kolega Zayna, który myśli, że jestem niepełnoletnia. Jesteś ślepy? Nie mam pięciu lat- powiedziała oburzona.
- Po prostu nie chcę byś sobie niszczyła płuca- zażartowałem bez oznaki śmiechu.
- Masz czy nie?- Wywróciła oczami.
Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem z niej paczkę papierosów. Wziąłem w palce jednego z nich i podniosłem na wysokość jej oczu. Sięgnęła po niego, ale ja szybko cofnąłem do tyłu rękę.
- Jesteś irytujący!- krzyknęła
- Przepraszam, Tami- powiedziałem z sarkazmem.
- Jest ciemno, a moja przyjaciółka mieszka daleko, więc pozwól...Skąd znasz moje imię?!
Zaciągnąłem się papierosem i wypuściłem dym w jej stronę. Dziewczyna momentalnie zaczęła się dusić i kaszleć.
- Wiedziałem, że nie palisz- uśmiechnąłem się zwycięsko- Po co ci to?- spytałem patrząc na papierosa.
- Nie twoja sprawa!- powiedziała gdy tylko przestała kaszleć- Nie mam ochoty się ciebie prosić. Dupek.- Odsunęła się i zbiegła po schodach.
Oburzona wystawiła w moją stronę środkowy palec i zniknęła mi z pola widzenia.
Zmieniła się. Z grzecznej dziewczynki, ubranej na różowo na buntowniczkę. Strasznie mi żal Zayna, że musi z nią wytrzymywać dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Wypaliłem do końca papierosa i zadeptałem go nogą.





___________________________________________________________________
No to: CZEEEEEŚĆ!
heh
Trochę długo mnie nie było, ale traciłam jakiekolwiek
nadzieje, że ktoś takie badziewie będzie czytał i czy ja
będę w stanie to badziewie pisać.
ALE WRÓCIŁAM!
Wróciłam z nowymi pomysłami i wgl z nowym wszystkim xd.
Myślę, że wam się to spodoba. W niektórych rozdziałach możliwe, że będzie dziać się to samo co w tamtych, ale dialogi i styl pisania się zmieni.
Nie, nie powiem wam w jakich rozdziałach xd
Musicie mi też pomóc, bo idk co założyć naszym bohaterom.
Aska czy twittera. Napiszcie mi w komentarzach, jeśli jakieś będą.
No to ten. Zaczynamy po raz kolejny przygodę z Lami! Yaaaaaaaaaay! Ja też jestem so excited xd
Mam nadzieje, że wy też. Heh, no i od nowa wszystko xd
Miłego wam dzionka/wieczora/południa/popołudnia
~ Yupi
;))
*za błędy przepraszam







poniedziałek, 28 października 2013

PROLOG

 Znowu cholernie trudny, nudy dzień w moim życiu ! Idąc drogą, pustą drogą, bez życia. Chciałem się rozpłakać, ale nie mogłem. Męska duma mi na to nie pozwalała. Cały świat, zawalił mi się. Wszystko przez jedną cholerną dziewczyne! Przez piękną, malutką istotkę, która zagościła w moim życiu. Chcę ją z powrotem. Czy ja o tak wiele proszę ?! Chudziutka jak pojedyńczy patyczek. Jej uśmiech pojawia mi się, gdy tylko zamknę oczy. Chcę uciec jak najdalej! Ale znowu nie mogę. Coś mnie tu trzyma.
Gałęzie drzew ruszają się pod wpływem lekkiego, wschodniego wiatru. Wschód... jak to pięknie brzmi. Tylko to słowo nie powoduje przezroczystych, kropel płynu który wydostaje się z moich oczu. Bez tej cieczy, życie stałoby się piękniejsze, o wiele piękniejsze. 
Z moich ust wydobywa się dźwięk krzyku, który drażni moje gardło, jakbym zjadł milion małych, srebrnych igieł. Czy ja zrobiłem coś złego? Czy zrobiłem coś, przez co czuje w tym momencie ból, cierpienie?! 
- Holly wróć!- krzyczałem ile mogłem, ile siła mi dała. - Holly, moja najpiękniejsza istoto na tej Ziemi wróć! Proszę cię wróć!
Ile ja to zniosę? Śmierć bliskiej osoby zmienia ludzi, z dnia na dzień. Jak ruch magiczną różdżką. Z chęcią zabrałbym tę różdżkę, tej pieprzonej, nierealistycznej wróżki i sprawiłbym że Holly dalej, by żyła. Załamanie nerwowe? Depresja? Nie.. ja czuje coś gorszego. Czuje pustkę w sercu, której nikt nie zapełni. Część mnie obumarła. Połowa mojego serca, teraz nie istnieje, istnieje tylko mała żyłka, która pompuje krew żebym tylko żył. To tyle. Wiedziałem że życie, daje w kość, ale żeby aż tak ? Czemu ono sprawia tyle bólu? Ma z tego satysfakcje? Zadaje za dużo pytań, na które nie ma odpowiedzi.
Usiadłem na zimnej drodze. Bez asfaltu. Dużo tych bólów, prawda? A gdyby je tak złączyć? Wyszłoby coś, czego nie mogę nazwać. Wyszedłby drugi ja. Drugi Louis Tomlinson, który siałby niebezpieczeństwo dla świata. Apokalipsa byłaby codziennością.
Dość.
Nie możesz swojego, życia przepłakać. Musisz się wziąć w garść! W wielką garść, niczym głaz Syzyfa! Przeprowadze się z Doncaster do Londynu. Do moich dalekich przyjaciół, oni na pewno mi pomogą. Oni o mnie nie zapomnieli. To nie w ich naturze. Muszę się z nimi spotkać. Nie dlatego żeby się nade mną użalali, tylko żeby pomogli mi o tym zapomnieć.
Wróciłem do domu i spakowałem do małej, brązowej walizki najpotrzebniejsze rzeczy oraz pieniądze. Zamknąłem drzwi i więcej się w tym domu nie zjawie. Za dużo wspomnień. 
Idąc pustą drogą, gdzie przez moje buty piach rozsypywał się na wszystkie strony, ruszam do Londynu. Pięknego, cudownego Londynu. Gdzie Big Ben pokazuje godzinę i Diabelski Młyn nie przestaje się kręcić.